Damian Janikowski - polski zapaśnik, brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012, wicemistrz świata i Europy. Od 2016 roku jest zawodnikiem MMA, walczącym dla polskiej federacji KSW. Opowiedział nam o tym, jak radzi sobie z porażką, co dała mu służba wojskowa, jak jego córka postrzega to, co robi i... jak zapatruje się na wrześniową walkę!
Pitbull: Ostatnio pisałeś do swoich fanów: "Moje ostatnie dwie walki nie zgasiły we mnie mojego żaru do tego sportu, rywalizacji czy walk. Dopiero zaczynam się rozpalać, czas leci a ogień płonie.". Czy to taka gra pod publiczkę, czy porażki naprawdę Cię mobilizują? Czym w ogóle jest dla Ciebie porażka w kontekście wszystkich treningów, które miały sprawić, że wygrasz?
Damian Janikowski: Sport uprawiam od dziewiątego roku życia. W swoim życiu przegrałem więcej razy, niż komukolwiek się wydaje. Porażki budują mistrzów. Którzy mistrz nie przegrywał? Jestem sportowcem - wojownikiem, a nie jakimś Lelum Polelum. Łapię doświadczenia, uczę się z walki na walkę... Po każdej porażce trzeba wyciągać wnioski i pracować nad tym, co nie wychodzi, aby nie popełniać błędów z przegranych walk.
P: Zapasy, MMA czy futbol amerykański - co wymaga największego wysiłku fizycznego i psychicznego? Wszystkie nastawione są na bezpośredni kontakt z przeciwnikiem.
DJ: Najtrudniejszy jest sport olimpijski. Zapasy to szlachetna dyscyplina. Aby być w niej dobrym, musisz mieć talent nie tylko do niej, ale też sportów pokrewnych. Spędzam doba po dobie 260 dni w roku poza domem, według motta: "Jedz, śpij, trenuj zapasy.". W zapasach najważniejsze są:
silna psychika, dyscyplina, sportowe zachowanie - to wszystko kształtuje się latami. Każde zawody są wyzwaniem dla sportowca. W ciągu dnia może odbyć się nawet 5 lub 6 walk, które albo wygrywasz i stajesz się medalistą, albo... powija ci się noga i nie masz nic. To bardzo trudny sport - treningi są brutalne, wymagają siły, akrobatyki, szybkości, elastyczności, walki, wydolności... Trzeba ćwiczyć non stop.
P: W czasie, gdy zdobywałeś tytuły olimpijskie, służyłeś krajowi jako żołnierz. Co dało Ci wojsko - wspierało Cię w treningach i ambicjach sportowych czy wręcz przeciwnie?
DJ: Gdyby nie wojsko, kto wie, gdzie bym był dziś... W 2010 roku dałem klubowi i trenerom ultimatum: albo zrobią wszystko, aby pomóc mi we wcieleniu do zespołu sportowego w wojsku, albo kończę z zapasami. Powodem były problemy finansowe. Pracowałem wtedy we wrocławskich dyskotekach jako bramkarz, aby zarobić na życie, ale na dłuższą metę trudno było to połączyć z regularnymi treningami. Przekonałem ich i zostałem żołnierzem zawodowym. Dzięki temu mogłem być członkiem zespołu i regularnie otrzymywałem pensję za służbę wojskową. Doszło mi oczywiście więcej obowiązków - starty w zawodach mundurowych, a z tym duża presja na zdobycie wyników w Polsce, Europie i na świecie. Byłem z nich rozliczany, wpływało to na moją pozycję w zespole. Jednak dzięki temu mogłem skupić się na sporcie i już w 2011 roku zdobyłem srebrny medal na Mistrzostwach Świata, kwalifikując się do Igrzysk Olimpijskich w Londynie.
P: Dlaczego współpracujesz z marką Pitbull? Co Cię przekonuje do tych ubrań?
DJ: Jeśli chodzi o współpracę z Pitbullem, zainspirowała mnie miłość do psów tej rasy. Poza tym firma wystartowała w 1989 roku - a to mój rocznik! Będąc coraz lepszym sportowcem, zostałem zaproszony do współpracy. Firma Pitbull rośnie w siłę nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Każdy pyta się mnie, skąd mam ubrania do trenowania. Najpierw była to typowa odzież sportowa - koszulki, spodenki. Nikt takich w Polsce nie miał. Teraz materiały czy krój nie odbiegają od najlepszych marek na świecie. Dla mnie to zaszczyt być twarzą tej firmy i ambasadorem tak topowej marki.
P: Czy Twoja córka nie boi się o Ciebie, gdy wychodzisz na ring? Czego ona uczy się obserwując Twoje zmagania?
DJ: Moja córka Majeczka jeszcze nie widziała, jak się biję. Nie jest świadoma, jak to wygląda. Wie oczywiście, że chodzę na treningi, że mam zawody, a nawet nazywamy je "walkami", ale dla niej to po prostu zabawa. Jeszcze się o mnie nie martwi.
P: Przygotowujesz się już do walki 14 września? Jak myślisz - kto stanie naprzeciw Ciebie? Jakie myśli Ci towarzyszą, gdy się nad tym zastanawiasz?
DJ: Powoli wchodzę w etap przygotowań do kolejnej walki MMA, która odbędzie się 14 września w Londynie. Najpierw pracuję z głową, a dopiero później przychodzi etap ciężkiej pracy fizycznej. Oglądam, jak bije się przeciwnik, jak się rusza. Wiele też zależy od moich trenerów i sztabu. Gdy przygotowuję się do kolejnej walki, mocno skupiam się na sobie - dbam o zdrowie, aby nie przydarzyła mi się kontuzja. Jeszcze nie znam mojego rywala - być może będzie to rewanż za ostatnią walkę? A może inny przeciwnik... Kogo mi dadzą - będę się bił! Nie wymiękam, ze mną nie ma lekko!
Zostaw komentarz